- Mówisz do mnie?
- Pewnie, że do ciebie. - Tylko, że ja chyba nie mam ochoty z tobą rozmawiać - odpowiada Laura. - Chcę się pobawić klockami - powtarza mała. Laura obojętnie przygląda się czterem postaciom na korcie - dwie są w krótkich spódniczkach, dwie w szortach. Tenis nigdy jej specjalnie nie pasjonował, zwłaszcza od czasu, gdy postanowiła całkowicie poświęcić się baletowi. Kiedy przed rokiem ona i rodzice musieli całkowicie zmienić styl życia i zrezygnować z wielu rzeczy, które wcześniej były dla nich powszednie, wcale nie żałowała, że nie będzie już grać w tenisa. Musisz ze mną rozmawiać - mówi Grace. - Tak? A to dlaczego? - Bo moja mama ci za to płaci. - Nie, Grace, twoja mama nie płaci mi za to, żebym rozmawiała z dziewczynką, która mnie obraża. - Laura pilnuje się, żeby na nią nie spojrzeć. - Chcę się pobawić klockami - upiera się mała. - Więc się pobaw. - Ty musisz się bawić ze mną. - Nie, nie muszę. - Laura dopiero teraz się odwraca. - Mogłybyśmy porozmawiać o zabawie klockami, ale, jak ci już mówiłam, nie rozmawiam z dziećmi, które mnie obrażają. - Już więcej nie będę. - Grace jest wyraźnie niezadowolona, że musi to powiedzieć, mówi więc cicho. - Słucham? - Już więcej nie będę - powtarza mała nieco głośniej. - To mi chyba nie wystarczy. - Laura zastanawia się, czy sześcioletnie dziecko może się domyślić, czego teraz od niego oczekuje. Grace jest jednak wystarczająco mądra, by to wiedzieć. - Przepraszam - piszczy cichutko jak myszka. - Słucham? - Przepraszam - powtarza głośniej. - Teraz możemy porozmawiać o zabawie klockami. - Nie chcę rozmawiać o zabawie, tylko chcę się bawić. Jest bystra. Laura lubi opiekować się ładnymi dziećmi, ale jeszcze większą przyjemność sprawia jej praca z bystrymi, choć czasami niesie to ze sobą wyzwania. - No to pokaż mi, jakie masz klocki. - Jeszcze przed chwilą smarkula doprowadziła ją do tego, że zaczęła myśleć o swoim nazwisku w rubryce kryminalnej, a teraz uśmiecha się do niej i musi się bardzo pilnować, by ten uśmiech nie był zbyt promienny. - A tak w ogóle to mam na imię Laura. - Laura - Sraula. Ma ochotę się roześmiać, ale wie, że nie może, bo to nie wychowawcze. Kto wie, na co jeszcze pozwoliłby siebie wtedy ten rozwydrzony bachor? Przez chwilę waha się, czy udawać zagniewaną, czy zignorować smarkulę, ale Grace wybawia ją z konieczności podejmowania decyzji. - Już więcej nie będę. - Mam nadzieje - mówi Laura i podchodzi z nią do rogu pokoju, gdzie jest znacznie więcej różnego rodzaju zabawek niż w przechowalniach dla dzieci w centrach handlowych. - Którymi masz ochotę się pobawić? - pyta. - Tym. - odpowiada mała, pokazując palcem klocki w kształcie lego, ale o wiele większe i wykonane z przypominającego twardą gumę plastiku we fluorescencyjnych kolorach. Po kilku sekundach rozmyśla się. - Nie., wolę tymi. - Te z kolei są ze sztywnej gąbki, tak chropowatej, że po złożeniu dwóch elementów ich powierzchnie się sczepiają. Po chwili Grace znów zmienia zdanie. - Nie, te mi się nie podobają. - Więc może tymi - proponuje Laura, wskazując tradycyjne drewniane klocki, jakimi sama bawiła się w dzieciństwie. - Te też mi się nie podobają. Nadmiar zabawek to jeden z głównych problemów, z jakim Laura jako opiekunka dzieci zmaga się już od roku. Nie pamięta, ile sama ich miała, gdy była mała, ale jest zdania, że teraz rodzice stanowczo przesadzają z obsypywaniem swych pociech zabawkami. A tymi, które ma Grace, można by obdzielić kilka przedszkoli. Nawet Laura ma problem z wyborem, a co dopiero mówić o sześcioletnim rozpuszczonym dzieciaku. - A może ułożymy puzzle? Lubi je układać, a Grace ma kilkanaście pudełek, w większości jeszcze nie otwartych, Laura przegląda je, dziwiąc się, że jest wśród nich układanka z reprodukcją Ślepców Brueghla. Przygotowując się do roli opiekunki, przeczytała kilka poradników, z których dowiedziała się, że dzieci należy jak najszybciej przyzwyczajać do obcowania ze sztuką. Ale coś tak przygnębiającego jak ten obraz? Przegląda pudełka. Pośpiesznie odkłada Brueghle i inne ponuractwa, Myszki Miki i zachody słońca na tropikalnych plażach, aż wreszcie trafia na coś, co ją zachwyca. Zdjęcie baletowe: Odetta z Jeziora łabędziego w jednej z najczęściej fotografowanych pozycji - z jedną nogą wyciągniętą do przodu, mocno pochylonym nad nogą tułowiem i skrzyżowanymi nad nią ramionami, tak że dłonie są niemal przy stopach, ale ich nie dotykają. - Może te? - mówi szybko. - Mogą być - odpowiada Grace. Laura już prawie lubi tę małą. Ignoruje fakt, że autorzy wszystkich poradników o wychowywaniu dzieci, które czytała, uczulali wychowawców na to, by nie stawiali podopiecznym wyzwań znacznie przekraczających ich możliwości. A czy układanie puzzli składających się z dwóch tysięcy kawałków nie przekracza możliwości sześcioletniego dziecka? Jasne, że przekracza, ale Laura siara się o tym nie myśleć i pośpiesznie zdejmuje folię z pudelka, otwiera je, szybko rozrywa foliową torebkę i wsypuje jej zawartość; do dolnej części pudla. - Chyba musimy najpierw poszukać rogów i tych części, które są na brzegach, prawda? - zwraca się do Grace, biorąc do ręki kilka kawałków i próbując je segregować. Dziewczynka nie odpowiada. Chwyta garściami fragmenty puzzli, przerzuca je z jednej ręki do drugiej i po chwili - Laura nie może uwierzyć w to, co widzi - pokazuje cztery narożne fragmenty. - Świetnie! - chwali małą. Szybko dalej segreguje puzzle; nie chce być od niej gorsza, ale pośpiech wcale jej nie pomaga. Z kupki, na którą rzuca fragmenty układanki, które - według niej - nie są brzegowe, Grace co chwila palcami swojej małej rączki wyjmuje kawałek z jedną prostą krawędzią. Laura przestaje się wysilać. Patrzy z podziwem, jak dziewczynka oddziela części tworzące zarys obrazu, od tych znajdujących się w jego wnętrzu. Jej zajęłoby to pewnie godzinę, a Grace radzi sobie z tym w kwadrans. Laura już nie próbuje jej pomagać i nie wierzy własnym oczom, kiedy po kilku minutach w dolnym brzegu nie brakuje żadnego kawałka. Wkrótce gotowy jest górny. Obawiając się, że jeśli nie dopasuje do siebie choćby kilku fragmentów, ucierpi jej autorytet, Laura stara się wyłowić te, które mogą tworzyć najjaśniejszy fragment - białe tutu baletnicy. Grace w tym czasie układa pionowe brzegi i zamyka obramowanie obrazu. - Świetnie ci to wychodzi - chwali ją Laura. - Radzisz sobie znacznie lepiej niż ja. - Wiem - rzuca bezczelnie dziewczynka. Jej małe palce zwinnie wyławiają puzzle z fragmentami twarzy, ramion, nóg i tułowia, dopasowują je do siebie i zanim Laura się spostrzega, w postaci baleriny nie brakuje ani jednego kawałka. - Jeszcze tylko tło - mówi Laura. - Z tym będzie pewnie trochę trudniej - dodaje, widząc, że fragmenty, które pozostały, nie mają żadnych charakterystycznych szczegółów i nie różnią się niczym poza odcieniami szarości. Mała wzrusza ramionami. Jej palce dalej śmigają, a kiedy już niewiele brakuje do tego, by kawałki utworzyły całość, Grace jednym ruchem ręki wszystko burzy. - Dlaczego to zrobiłaś?! - oburza się Laura. - Bo już mi się nie podoba. - Jeśli się coś zaczyna, trzeba to skończyć. - Nie chce mi się. Układanie puzzli jest nudne. Laura jest nawet skłonna w to uwierzyć. Coś, co przychodzi komuś z taką łatwością, pewnie może być nudne, ale nie wolno jej powiedzieć tego głośno. - Czasami trzeba robić coś, co wydaje nam się nudne - tłumaczy. - Po co?