odpuścić. Delikatnie dotknęła ramienia Lydii.
- Posłuchaj, Lydio, bez względu na to, co ukrywa tata, powinnaś mi o tym powiedzieć. Sekrety w tym domu szkodzą nam wszystkim. - Och, nińa - szepnęła Lydia. W jej ciemnych, pełnych udręki oczach błysnęły łzy. - Proszę cię, proszę przez wzgląd na mnie, nie drąż tego. Ja nic ci nie mogę powiedzieć. - To znaczy, że nie chcesz mi powiedzieć. - Dla mnie to bez różnicy. - Lydia wzięła się do polerowania mahoniowego stołu z taką energią, jakby od tego zależało jej życie. Na jej czoło wystąpiły krople potu, a widoczna spod mankietu krótkiego rękawa skóra lekko się fałdowała. - Sędzia nie chce mi nic powiedzieć. - Shelby była tak sfrustrowana, że miała ochotę potrząsnąć gosposią, ale kiedy zobaczyła ból w ciemnych oczach Lydii, a może raczej strach, i pogłębiający bruzdy na twarzy smutek, szepnęła tylko: - Jeśli wiesz cokolwiek o Elizabeth, proszę cię, powiedz mi. Też jesteś matką. Wiesz, jakie to ważne, żeby matka była ze swoim dzieckiem... - Si, ale nie mogę. - Na miłość boską, Lydio, ona jest moją córką! Moją jedyną córką. Proszę... Usłyszały, że ktoś dzwoni do drzwi. Ciche, łagodne dźwięki wydawały się natarczywe, jakby zwiastowały strzelaninę. - Przepraszam. - Lydia rzuciła szmatkę do polerowania, wytarła ręce w fartuch i, szeleszcząc nylonowymi rajstopami, pobiegła do foyer. - Ta rozmowa nie jest skończona - upierała się Shelby, idąc za Lydia jak pies tropiący zbiegłego przestępcę. Kiedy gosposia otworzyła drzwi, Shelby się podłamała. Na środku frontowego ganku stała, zgodnie z obietnicą, Katrina Nedelesky. Zdążyła już przygotować swój firmowy uśmiech i właśnie zdejmowała okulary przeciwsłoneczne. Kiedy zwróciła błękitne oczy na Lydię, gosposi zaparło dech w piersiach, a twarz zrobiła się blada jak kreda. - Espiritu Santo! - Lydia się przeżegnała. - Co się stało? - zapytała Shelby, chociaż zastanawiała się, czy naprawdę chce poznać odpowiedź. Czuła napięcie w powietrzu i dostrzegła strach w oczach Lydii. - Znacie się? - Nie. - Lydia wzięła głęboki, drżący oddech i dotknęła włosów palcami. - Nie. Katrina zmrużyła oczy, przez co jej uśmiech wydawał się jeszcze bardziej nienaturalny. - Nazywam się Katrina Nedelesky - przedstawiła się, wyciągając rękę. - I nie, nie znamy się. - A ja jestem Lydia Vasquez. Myślałam, że przed przyjściem jeszcze pani zadzwoni. - No tak. - Katrina skrzywiła się. - Przepraszam. Chyba wyleciało mi to z głowy. Shelby nie wierzyła jej słowom. Mogłaby się założyć, że Katrina nie należy do osób, które o czymkolwiek 135 zapominają. Lydia wymamrotała pośpiesznie: - Miło mi panią poznać. Podała rękę gościowi, ale zaraz opuściła ją, jakby ten uścisk parzył jej skórę. Katrina uśmiechnęła się sztucznym uśmiechem do Shelby. - Wiesz, odkąd wylądowałam w tej części Teksasu, prawie wszyscy mówią mi, że kogoś im przypominam. - Czyżby? - zapytała Shelby. - Kogo? - Nie - wtrąciła się Lydia. - To bez sensu. Ale Katrina patrzyła tymi swoimi niesamowitymi błękitnymi oczami na Shelby. - Nie domyślasz się? Shelby poczuła chłód, który przenikał jej czaszkę i spływał w stronę kręgosłupa. Wiedziała, że nie spodoba jej się to, co Katrina ma do powiedzenia. - Nie wiesz, naprawdę nie wiesz? - Katrina wywróciła oczami, a potem westchnęła teatralnie. - Hm, nuży mnie ten cały melodramat, więc miejmy to już z głowy. Jestem twoją siostrą, Shelby. No, właściwie to siostrą przyrodnią. Sędzia jest także moim ojcem. Rozdział 14 Chyba lepiej będzie, jak wejdziesz do środka i wyjaśnisz całą sprawę - powiedziała Shelby. Nie potrafiła ukryć podejrzliwości. Oszołomiona, wpatrywała się w kobietę stojącą na frontowym ganku, próbując odkryć podobieństwa między Katrina Nedelesky i sędzią. No dobrze, oboje mają charakterystyczne błękitne oczy, ale przecież mają je miliony ludzi na świecie. Katrina jest ruda tak jak sędzia, ale kto wie, może jej krótkie loki są farbowane. Jedno Shelby wiedziała na pewno: że jej nie ufa. Ani trochę. - Jestem podobna do matki - powiedziała Katrina.