Wskazał im krzesła.
Yolanda została przy drzwiach. Wyjrzała ciekawie. – A wasz kolega? Hayes odwrócił się przez ramię i stłumił jęk. Bentz wysiadł, stał w kręgu światła przy ogrodzeniu i szeptał coś do Rufusa, który w końcu przestał szczekać. – Poczeka na zewnątrz – powiedział Hayes, chcąc odwrócić od niego uwagę Yolandy Salazar. – Przepraszamy za najście, ale... – Chwileczkę. – Jej oczy zapłonęły zimną wściekłością. Zmarszczyła brwi. Stała przy drzwiach, z jej ust popłynął strumień przekleństw. – Bastardol – syknęła. Sebastian podbiegł do drzwi, aby zobaczyć, dlaczego żona bluzga takim stekiem przekleństw. Hayes zacisnął zęby. Wiedział, o co chodzi. Bentz. Yolanda odwróciła się na pięcie. – Wynocha z mojego domu! Przyprowadziliście tu dzieciobójcę? Człowieka, który zabił mojego braciszka? Zastrzelił go z zimną krwią? – Wycelowała oskarżycielsko palec w ulicę. – To on zastrzelił Maria! Mój brat miał wtedy dwanaście lat! Był niewinny! – Wydęła usta z niesmakiem. – Idźcie stąd jęknęła. A potem, ku przerażeniu Hayesa, wybiegła z domu. Bentz przechadzał się wzdłuż ogrodzenia i rozmawiał przez telefon: – Wydaje mi się, że nazywała się Judd, Yolanda Judd – mówił właśnie do Montoi, gdy Yolanda we własnej osobie wybiegła boso z domu i zbliżała się do niego. – Dzieciobójca! – krzyczała. – Czego tu chcesz? Hayes, Martinez i potężny mężczyzna, pewnie jej mąż, biegli tuż za nią. – Oddzwonię – rzucił Montoi i się rozłączył. – Dlaczego nie dasz nam spokoju? Nie wystarczy ci, że zabiłeś mojego brata i zniszczyłeś życie matce? – krzyczała. Bentz odwrócił się w jej stronę. Splunęła mu prosto w twarz. Bentz zacisnął pięści. Szalona dziwka! Z trudem opanował wściekłość. – Spokój! – wrzasnął Hayes. Dał Bentzowi znak, że ma wracać do samochodu. Miał nadzieję, że uda mu się rozładować sytuację. – Pani Salazar, chcieliśmy zadać pani kilka pytań na temat pani samochodu – zwrócił się do Yolandy. – Więc dlaczego on tu jest? – Wskazała palcem Bentza, który ścierał sobie plwocinę z twarzy. Na pewno nie po to, żeby znosić twoje obelgi, pomyślał Bentz. – Czy wie pani, gdzie jest teraz jej samochód? – Hayes stanął między Bentzem a Yolandą. – Ma go Fernando... och, Fernando. Gdzie on jest? – Gniew przerodził się w autentyczny strach. – Nie wiem, pani Salazar. Ale mamy pani samochód. – Gdzie? – Wydawała się bardzo zaskoczona. – Na parkingu policyjnym. Szukamy w nim dowodów. – Czego? – Niewykluczone, że ma związek z trzema morderstwami. – Co? – Nadal patrzyła na Bentza, ale jej wrogość się ulotniła, przynajmniej częściowo. – Zabójstwa? – Tak. Kto zazwyczaj jeździ tym wozem? – No... ja. Hayes spojrzał na podjazd – stał tam pikap z plandeką na pace i błyszczący lexus. – A to czyje? – Nissan jest mój – odpowiedział mąż i Yolanda posłała mu zabójcze spojrzenie. – Yolanda jeździ lexusem. Chevrolet to dodatkowy wóz, kupiliśmy go od Carlosa, bo był tani. Ostatnio często pożyczał go Fernando. – Mieszka tutaj? – zapytała Martinez. Yolanda gniewnie zacisnęła usta, ale Sebastian skinął głową i odpowiedział za nią: – Najczęściej.