Obudziła się w pustym łóżku. Usiadła i rozejrzała się wokół,
zdziwiona i zaskoczona. Diaza nie było. Nie robił kawy na dole, nie brał prysznica w łazience. Milla czuła, że jest w domu sama. Wstała i poszukała wzrokiem jakiejś zostawionej karteczki. Oczywiście nic nie znalazła. Diaz był bardzo... lakoniczny, jeżeli można tak powiedzieć. Jeżeli sam chciał coś przekazać, szło mu to całkiem nieźle. Problem polegał na tym, że najczęściej wcale nie odczuwał takiej potrzeby. Milla spróbowała zadzwonić na jego komórkę, ale denerwujący głos z automatu oznajmił, że „abonent jest an43 362 obecnie niedostępny". To oznaczało, że Diaz pewnie w ogóle nie włączył aparatu. Milla żachnęła się sfrustrowana. Myśl o komórce Diaza przypomniała jej o własnym zepsutym telefonie. Musiała z nim coś zrobić - i to dzisiaj, przed wyjazdem do Nowego Meksyku. Zaparzyła kawę i wyciągnęła atlas, by zlokalizować miasto, w którym według Pavona mieszkała kobieta fałszująca akty urodzenia. Jak na złość miejscowość leżała właśnie tam, dokąd trudno było się dostać z El Paso. Rzuciła okiem na zegarek: za wcześnie. Biuro podróży jeszcze zamknięte. Biorąc poprawkę na nieznane jej rozkłady linii lotniczych, Milla mogła szybciej dotrzeć na miejsce samochodem. Szybciej było tu oczywiście pojęciem względnym. Zresztą nawet lecąc samolotem, musiałaby wylądować w Roswell, tam wynająć samochód i jechać na północ. Albo polecieć do Albuquerque i stamtąd pojechać na wschód. Czekała już dziesięć lat. Jeżeli dzisiaj nie dotrze do tej kobiety, zrobi to jutro. Tak też się stało. Kiedy otwarto już biuro podróży, Milla dowiedziała się, że nie ma żadnych bezpośrednich lotów do Albuquerque i Roswell w godzinach, które jej pasują. Jasne. Jedyny bezpośredni samolot, na który były jeszcze bilety, odlatywał późnym popołudniem. Musiałaby albo zanocować w Albuquerque i ruszyć w drogę wcześnie rano następnego dnia, albo też podróżować nocą przez nieznane pustkowia, nie wiedząc nawet, czy w jej docelowym miasteczku jest jakiś przyzwoity motel. an43 363 Mogła też zapomnieć o samolotach i pojechać autem. Był to kawał drogi, ale udałoby jej się pokonać tę odległość w ciągu jednego dnia, jeśli wyruszyłaby wystarczająco wcześnie. Milla szybko oceniła sytuację i doszła do wniosku, że zdoła dotrzeć przed nocą do Roswell. Tam zanocuje i rano wyruszy dalej. Nie było się nad czym zastanawiać. Kiedy pakowała torby, zadzwonił Rip. - Wszystko w porządku? - zapytał zgaszonym głosem. - Tak, jasne - odpowiedziała zgodnie z prawdą, nie miała nawet koszmarów, w ogóle żadnych snów, które by pamiętała. - A ty jak się trzymasz? - Jestem skonany. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co stało się zeszłej nocy Czy są... Czy będą jakieś reperkusje? Rip ciągle myślał, że jest współsprawcą morderstwa, Milla przyjmowała punkt widzenia Diaza. To była egzekucja, nie morderstwo. Zresztą zważywszy na profesję Diaza, która polegała