Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/takietarasy.mielec.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/tymek10/ftp/takietarasy.mielec.pl/paka.php on line 5
ją lata terapii i że w końcu uda jej się wchłonąć osobowość Kelly. Trochę to potrwa, ale wreszcie stanie się jedną osobą, szczęśliwą i pewną siebie. Winda zjechała na parter, drzwi otworzyły się i Caitlyn zamarła. W holu szpitala, koło drzwi czatowało dwóch reporterów: Max O’Dell ze stacji WKAM i Nikki Gillette. Świetnie. Właśnie tego potrzebowała. Dziennikarze dojrzeli ją w ułamku sekundy i rzucili się jak hieny. - Pani Bandeaux, czy mogę z panią porozmawiać? - Dużymi krokami, z czarującym uśmiechem zbliżał się Max. - Wie pan, jaki jest regulamin szpitala - odezwała się pielęgniarka. - Bez komentarza. - Caitlyn odpowiedziała chłodno na jego uśmiech. Potem zwróciła się do Nikki, która z plecakiem zarzuconym na ramię szła szybko w jej kierunku. - Pani też to dotyczy. Pielęgniarka wypchnęła wózek przez szklane drzwi. Max i Nikki niezrażeni dreptali za nią. Caitlyn z trudem powstrzymała się, żeby nie zrobić awantury. Na zewnątrz czekał Adam, opierał się o swój samochód. Miał na sobie dżinsy i znoszoną skórzaną kurtkę, na widok Caitlyn uśmiechnął się lekko. Otworzył drzwi od strony pasażera. - Chwileczkę, gdzie jest Troy? - zapytała. - Coś zatrzymało go w banku. - Niemożliwe? Rozmawiałam z nim zaledwie godzinę temu. Oczy Adama zabłysły figlarnie. - Wypadło mu coś w ostatniej chwili. - Bzdury. - Powiedział dokładnie to samo. - Chyba powinniśmy do niego zadzwonić. - Moja komórka jest w samochodzie. - Świetnie, możesz mi ją dać? - zapytała i zorientowała się, że pielęgniarka traci cierpliwość, a salowa już postawiła wózek z kwiatami i prezentami obok bagażnika. W pobliżu krążyli Max O’Dell, Nikki Gillette i kamerzysta, obserwując uważnie całą scenę i na pewno wietrząc sensację. - No chodź, nie gryzę. - Uśmiechnął się lekko. - To znaczy zwykle nie gryzę. - Ale może ja gryzę? - O, ty z pewnością. Spojrzała na niego uważnie. - Bardzo śmieszne. Czy kamerzysta to filmował? Na miłość boską! - Nie ma nic ciekawszego niż moje wyjście ze szpitala? - zapytała Maksa O’Della, a potem zwróciła się do Adama. - Zmieniłam zdanie. Jedźmy. Pomógł jej wsiąść do samochodu, a ona zaczęła się zastanawiać, czy właśnie nie popełnia największego błędu w życiu. Biorąc pod uwagę twoją przeszłość, byłby to niezły wyczyn. Daj mu szansę. Po prostu wysłuchaj go. Co masz do stracenia? Patrzyła jak wsiada do samochodu i przekręca kluczyk. Pachniał skórą i delikatną męską wodą kolońską. Przypomniała sobie, jak się całowali, przypomniała sobie dotyk jego ust, ale szybko odpędziła od siebie te wspomnienia.

ją lata terapii i że w końcu uda jej się wchłonąć osobowość Kelly. Trochę to potrwa, ale wreszcie stanie się jedną osobą, szczęśliwą i pewną siebie. Winda zjechała na parter, drzwi otworzyły się i Caitlyn zamarła. W holu szpitala, koło drzwi czatowało dwóch reporterów: Max O’Dell ze stacji WKAM i Nikki Gillette. Świetnie. Właśnie tego potrzebowała. Dziennikarze dojrzeli ją w ułamku sekundy i rzucili się jak hieny. - Pani Bandeaux, czy mogę z panią porozmawiać? - Dużymi krokami, z czarującym uśmiechem zbliżał się Max. - Wie pan, jaki jest regulamin szpitala - odezwała się pielęgniarka. - Bez komentarza. - Caitlyn odpowiedziała chłodno na jego uśmiech. Potem zwróciła się do Nikki, która z plecakiem zarzuconym na ramię szła szybko w jej kierunku. - Pani też to dotyczy. Pielęgniarka wypchnęła wózek przez szklane drzwi. Max i Nikki niezrażeni dreptali za nią. Caitlyn z trudem powstrzymała się, żeby nie zrobić awantury. Na zewnątrz czekał Adam, opierał się o swój samochód. Miał na sobie dżinsy i znoszoną skórzaną kurtkę, na widok Caitlyn uśmiechnął się lekko. Otworzył drzwi od strony pasażera. - Chwileczkę, gdzie jest Troy? - zapytała. - Coś zatrzymało go w banku. - Niemożliwe? Rozmawiałam z nim zaledwie godzinę temu. Oczy Adama zabłysły figlarnie. - Wypadło mu coś w ostatniej chwili. - Bzdury. - Powiedział dokładnie to samo. - Chyba powinniśmy do niego zadzwonić. - Moja komórka jest w samochodzie. - Świetnie, możesz mi ją dać? - zapytała i zorientowała się, że pielęgniarka traci cierpliwość, a salowa już postawiła wózek z kwiatami i prezentami obok bagażnika. W pobliżu krążyli Max O’Dell, Nikki Gillette i kamerzysta, obserwując uważnie całą scenę i na pewno wietrząc sensację. - No chodź, nie gryzę. - Uśmiechnął się lekko. - To znaczy zwykle nie gryzę. - Ale może ja gryzę? - O, ty z pewnością. Spojrzała na niego uważnie. - Bardzo śmieszne. Czy kamerzysta to filmował? Na miłość boską! - Nie ma nic ciekawszego niż moje wyjście ze szpitala? - zapytała Maksa O’Della, a potem zwróciła się do Adama. - Zmieniłam zdanie. Jedźmy. Pomógł jej wsiąść do samochodu, a ona zaczęła się zastanawiać, czy właśnie nie popełnia największego błędu w życiu. Biorąc pod uwagę twoją przeszłość, byłby to niezły wyczyn. Daj mu szansę. Po prostu wysłuchaj go. Co masz do stracenia? Patrzyła jak wsiada do samochodu i przekręca kluczyk. Pachniał skórą i delikatną męską wodą kolońską. Przypomniała sobie, jak się całowali, przypomniała sobie dotyk jego ust, ale szybko odpędziła od siebie te wspomnienia.

  • Janina

ją lata terapii i że w końcu uda jej się wchłonąć osobowość Kelly. Trochę to potrwa, ale wreszcie stanie się jedną osobą, szczęśliwą i pewną siebie. Winda zjechała na parter, drzwi otworzyły się i Caitlyn zamarła. W holu szpitala, koło drzwi czatowało dwóch reporterów: Max O’Dell ze stacji WKAM i Nikki Gillette. Świetnie. Właśnie tego potrzebowała. Dziennikarze dojrzeli ją w ułamku sekundy i rzucili się jak hieny. - Pani Bandeaux, czy mogę z panią porozmawiać? - Dużymi krokami, z czarującym uśmiechem zbliżał się Max. - Wie pan, jaki jest regulamin szpitala - odezwała się pielęgniarka. - Bez komentarza. - Caitlyn odpowiedziała chłodno na jego uśmiech. Potem zwróciła się do Nikki, która z plecakiem zarzuconym na ramię szła szybko w jej kierunku. - Pani też to dotyczy. Pielęgniarka wypchnęła wózek przez szklane drzwi. Max i Nikki niezrażeni dreptali za nią. Caitlyn z trudem powstrzymała się, żeby nie zrobić awantury. Na zewnątrz czekał Adam, opierał się o swój samochód. Miał na sobie dżinsy i znoszoną skórzaną kurtkę, na widok Caitlyn uśmiechnął się lekko. Otworzył drzwi od strony pasażera. - Chwileczkę, gdzie jest Troy? - zapytała. - Coś zatrzymało go w banku. - Niemożliwe? Rozmawiałam z nim zaledwie godzinę temu. Oczy Adama zabłysły figlarnie. - Wypadło mu coś w ostatniej chwili. - Bzdury. - Powiedział dokładnie to samo. - Chyba powinniśmy do niego zadzwonić. - Moja komórka jest w samochodzie. - Świetnie, możesz mi ją dać? - zapytała i zorientowała się, że pielęgniarka traci cierpliwość, a salowa już postawiła wózek z kwiatami i prezentami obok bagażnika. W pobliżu krążyli Max O’Dell, Nikki Gillette i kamerzysta, obserwując uważnie całą scenę i na pewno wietrząc sensację. - No chodź, nie gryzę. - Uśmiechnął się lekko. - To znaczy zwykle nie gryzę. - Ale może ja gryzę? - O, ty z pewnością. Spojrzała na niego uważnie. - Bardzo śmieszne. Czy kamerzysta to filmował? Na miłość boską! - Nie ma nic ciekawszego niż moje wyjście ze szpitala? - zapytała Maksa O’Della, a potem zwróciła się do Adama. - Zmieniłam zdanie. Jedźmy. Pomógł jej wsiąść do samochodu, a ona zaczęła się zastanawiać, czy właśnie nie popełnia największego błędu w życiu. Biorąc pod uwagę twoją przeszłość, byłby to niezły wyczyn. Daj mu szansę. Po prostu wysłuchaj go. Co masz do stracenia? Patrzyła jak wsiada do samochodu i przekręca kluczyk. Pachniał skórą i delikatną męską wodą kolońską. Przypomniała sobie, jak się całowali, przypomniała sobie dotyk jego ust, ale szybko odpędziła od siebie te wspomnienia.

15 August 2022 by Janina

223 - Ciekawe, czy uda nam się zgubić dziennikarzy - powiedział, wcisnął pedał gazu i wyjechał z parkingu. Zapadła się w wygodny skórzany fotel, zbyt zmęczona, żeby toczyć boje. Patrzyła przez szybę na słoneczne ulice i zastanawiała się nad swoimi uczuciami. Czy popełniłaby błąd, gdyby się w nim zakochała? Czy on może złamać jej serce? Daj spokój. Twoje serce zostało złamane już dawno temu. Jeśli okaże się nic niewart, wyrzucisz go na zbity pysk. No, Caitie-Did. Zaryzykuj. Wydawało jej się, że znów słyszy rady siostry, i pomyślała, iż od czasu do czasu nie zaszkodzi wyobrazić sobie, że z nią rozmawia. Czasami musi sobie o niej przypomnieć. Przypomniała więc sobie, jak w dzieciństwie Kelly namawiała ją do wspinania się po drzewach, pływania na głębokiej wodzie, jak się z niej wyśmiewała i droczyła się z nią. Wyglądały tak samo, a były tak różne. Kelly odważna i wysportowana jak Amanda, a jed-nocześnie kobieca i krnąbrna. Tego dnia, kiedy zdarzył się wypadek, była tak pewna siebie, taka swobodna... Dobrze, że Caitlyn to wszystko pamięta. Wystarczy tylko się pilnować i nie przekraczać pewnej granicy. Do diabła, Caitie-Did, zdawała się mówić Kelly, daj Adamowi szansę. Jesteś idiotką, jeśli nie widzisz, że cię kocha. Caitlyn spojrzała na niego. Założył okulary i mknął między samochodami. Zdawało się, że poczuł na sobie jej wzrok, bo usta mu zadrgały, wziął ją za rękę i uścisnął krótko. Głupie serce zabiło jej mocniej. - Zajmij się jazdą - powiedziała. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - No pewnie. Zaśmiał się i ona też. Może jednak nie był wcale taki zły. Czas pokaże. - Więc to już koniec. Sprawa Bandeaux jest oficjalnie zamknięta - powiedziała tydzień później Morrisette, wkraczając do gabinetu Reeda. Machała czekiem i uśmiechała się szeroko. - Co to? - Reed odchylił się na krześle. - Pieniądze od Barta. Możesz uwierzyć? Dał pieniądze na dzieci. Po raz pierwszy od lat! - Klapnęła na brzegu biurka i włożyła czek do kieszeni. - Wygrał na loterii? - Mniej więcej. Zmarła jego ciotka i zostawiła mu trochę pieniędzy. Zrobił to - wyciągnęła czek z kieszeni i znów nim pomachała - zanim zdążył wszystko przeputać i zanim kupił sobie nowego pikapa. Odezwało się w nim sumienie i postanowił uregulować wszystkie zaległości, żeby prawnicy nie dobrali mu się do tyłka. Prawdziwy rycerz. Powiedziałam rycerz? Chciałam powiedzieć sukinsyn. Palcami przeczesała sterczące włosy. - Więc wszystko już jasne w sprawie Montgomerych? - Tak sądzę. Mamy jeszcze papierkową robotę do zrobienia, ale sprawa jest zamknięta. Osoba, którą wyłowiliśmy z rzeki, to rzeczywiście Marta Vasquez. Matka zajmuje się jej pogrzebem. Rozmawiałem z nią przez telefon i opowiedziała mi wszystko. Powiedziała, że raz przespała się ze swoim szefem. Gdy Morrisette uniosła brwi, Reed wzruszył ramionami. - Raz, tak przynajmniej twierdzi, ale przecież to bez znaczenia. Chodzi o to, że nikt nie przypuszczał, że Marta Vasquez jest kolejnym nieślubnym dzieckiem Camerona. Jezu, czy 224 ten facet naprawdę musiał co chwilę ściągać portki? - Marta była kolejną osobą do podziału majątku starego - trochę się spóźniła. O tym, że Cameron jest jej ojcem, Lucille powiedziała jej przez telefon dopiero w zeszłym roku, w grudniu. - Nie podzieliła się tą wiadomością z Montoyą? - Nikomu nie powiedziała. Tylko Amandzie, ponieważ Amanda pracowała w firmie prawniczej zajmującej się majątkiem Camerona. - Reed przeciągnął się i rozprostował plecy. - Gdzie jest Montoyą? - zapytała Morrisette jakby nigdy nic, ale Reed wiedział, o co jej chodzi. W ciągu tych kilku krótkich dni, które Montoyą spędził w Savannah, widać było, że Morrisette jest nim wyraźnie zainteresowana. Na tym polegał jej problem; zarzekała się, że już nigdy więcej, a potem zakochiwała się pierwszym z brzegu facecie. Reed miał dla niej złą wiadomość. - Montoyą już wyjechał. Morrisette przejrzała raporty rzucone na biurko i jeśli nawet poczuła się rozczarowana, to nie dała tego po sobie poznać. - Wspomniał, że będzie chciał wziąć sobie trochę wolnego. Musi jeszcze tylko przekonać szefostwo. - Dlaczego nie wróci tutaj? - Pewnie z powodu złych wspomnień. - Tak, ale jakaś kobieta mogłaby mu pomóc zapomnieć o Marcie. Reed spojrzał jej prosto w oczy. - O ile jakaś kobieta nie zaangażuje się zbytnio w związek z facetem młodszym od niej o dziesięć czy dwanaście lat. - Albo siedem. - Tak, albo siedem. Oczy Morrisette zaiskrzyły, ale zdecydowała się zmienić temat. - Słyszałam, że Dickie Ray Biscayne wciąż walczy o swoją część majątku Montgomerych. Nadal płaci Flynnowi Donahue. Teraz chce również dostać część Cricket i Sugar, a może nawet i część należącą do Amandy. Wiele się nauczył od Josha Bandeaux na temat pozwów sądowych. - Pazerny sukinsyn. - Jak oni wszyscy - powiedziała Morrisette. - Ian Drummond, mąż Amandy, otrzymał propozycję sprzedania praw do książki o całej tej historii. Chce również dostać część majątku należącą do żony, chociaż posuwał Sugar Biscayne. Jak na faceta, który właśnie stracił dwie kochanki, to nieźle potrafi zatroszczyć się o własną kieszeń. Widać pieniądze leczą złamane serca. - O tym nie wiedziałem. - Hannah planuje się przeprowadzić. Zacząć wszystko od nowa. Zapomnieć o wszystkim. Jeśli to możliwe. Reed skinął głową. - Rozumiem ją. Miała romans z Bandeaux. Potem jej siostra próbowała ją zabić. - Potrząsnął głową. W Savannah wybucha wiele skandali, ale żaden nie może się równać z wydarzeniami ostatnich dni. - Do diabła, nawet Rebeka Wade się w to wmieszała. - I przypłaciła to życiem. 225 - No, Amanda dotarła do niej jak po sznurku. - Nomen omen - powiedziała Morrisette i Reed przypomniał sobie nożyczki chirurgiczne i splecione nici Atropos. - Psychopatka! Zabijała dla pieniędzy. - Nie. - Reed pokręcił głową. - Zabijała dla samego zabijania. - Pomyślał o tych, którzy zginęli, o tym, jak cierpieli, ile wysiłku Amanda jako Atropos włożyła w ich uśmiercenie. - Dawało jej to niezłego kopa. Udowadniała, że jest bystrzejsza od innych, że zasługuje na majątek starego. Kochała to, podniecało ją to. Morrisette skinęła głową. - Rozumiem. Szkoda. Kurewsko szkoda. - Morrisette sumiennie odkładała pieniądze do cholernej skarbonki, ale nic to nie pomagało. Przynajmniej dzieciaki będą miały zapewnione przyzwoite wykształcenie - do diabła, pójdą pewnie do pieprzonego Harvardu. - Nie zdziwiłbym się, gdyby Adam Hunt napisał książkę. Tę, o której myślała jego była żona - powiedział Reed. - Słyszałem, że wydawcy już węszą koło niego i koło Caitlyn Bandeaux. Mówi się nawet o filmie. Co ty na to? - Ktoś pewnie go nakręci. - Podrapała się w łokieć. - Wiesz co, jeśli Amanda zabijała dla pieniędzy, to wcale jej się nie śpieszyło. Najpierw mały Parker, a reszta dopiero wiele lat później. Nie no, to chyba nie jest normalne. - Nic w tej sprawie nie było normalne. - Reed zastanowił się. - Pomiędzy nami, to myślę, że odbiło jej, to znaczy tak naprawdę odbiło, gdy dowiedziała się, że jej mąż ma romans z Sugar Biscayne. Ale reszty naprawdę nie rozumiem, nie jestem psychiatrą. Czy to nie ironia, że chciała wrobić Caitlyn, wykorzystując jej zaburzenia psychiczne, podczas gdy ona sama była naprawdę niezłym czubkiem? Przecież całe to pieprzenie o Atropos świadczy o tym, że to ona miała rozdwojenie jaźni, no nie? Pozbywając się jej, Caitlyn Bandeaux wyświadczyła podatnikom tego miasta wielką przysługę. - Wyjrzał przez okno. Savannah było jak stara dostojna dama, ciągle miało przed nim jakieś tajemnice. Ciemne, wciąż skrywane sekrety. - Chciałbyś mieć na sumieniu śmierć siostry? - zapytała Morrisette. - Wcale by mi to nie dokuczało. Pamiętaj, że ta siostra zabiła moje dziecko, moją matkę, ojca, męża i parę innych osób. Jak bym się czuł, gdybym skrócił jej cierpienia? - Reed uśmiechnął się szeroko. - Dobrze bym się czuł. Zapewniam cię. - Masz rację. - Ale jestem pewien, że Caitlyn Bandeaux ma przed sobą lata terapii. A może nawet całe życie. - Przynajmniej przeżyła. Słyszałam też, że spotyka się z Adamem Huntem. - Mają romans? Morrisette wzruszyła ramionami. - Przystojniak z niego. - Kto jak kto, ale ty na pewno się na tym znasz. - Amen, bracie. Amen! - Uderzyła dłonią w biurko, gdy nagle zadźwięczał jej pager. - Co znowu? - Spojrzała i zeskoczyła na podłogę. - To niania. Muszę lecieć. Biorę sobie wolne do końca dnia, żeby pobyć z dziećmi. Są już zdrowe, więc pójdziemy na basen. Zrobimy zakupy za pieprzone pieniądze Barta. I nie martw się, kupię kolejną skarbonkę. Stara już jest pełna. - Też świnkę? - A są jakieś inne? Jeśli będziesz czegoś potrzebował, nie dzwoń. - W mgnieniu oka 226 znalazła się za drzwiami. - Jedź ostrożnie - krzyknął za nią. - Pamiętaj, że w tym mieście obowiązują ograniczenia prędkości, których należy przestrzegać. - Goń się, Reed! - powiedziała, ale usłyszał, że się śmieje. Sylvie Morrisette była w porządku, naprawdę w porządku. Mógł gorzej trafić. Epilog Chcesz się przejechać? - zawołała Caitlyn, zbiegając po schodach. - No chodź. - Psiak wystrzelił do przodu i wpadł do garażu. W lexusie leżały już stroiki świąteczne i czerwone gwiazdy betlejemskie, które Caitlyn chciała zawieźć na cmentarz. Jechała przez miasto. Stare, okazałe domy były ozdobione światełkami, zielonymi gałązkami i wstążkami. Zbliżały się święta, Caitlyn czuła się coraz lepiej. Spotykała się z nowym psychoterapeutą, z którym nie zaangażowała się w żaden osobisty związek, i zastanawiała się, czy pozwolić Adamowi napisać książkę o swojej chorobie. On sam nie prosił jej o to, przez sześć miesięcy nigdy nawet o tym nie wspomniał, a widywali się codziennie. Chciał, żeby się do niego przeprowadziła, i wspominał coś o ślubie, ale nie była jeszcze gotowa. Potrzebowała więcej czasu, żeby dowiedzieć się, kim naprawdę jest Caitlyn Montgomery Bandeaux. Zaparkowała niedaleko rodzinnej kwatery i pociągnęła Oskara. Wiatr był dość silny, szeleścił suchymi liśćmi i powiewał hiszpańskim mchem. Z Oskarem na smyczy zaniosła kwiaty na groby. Gdy zobaczyła nagrobek Jamie, z trudem powstrzymała łzy. Ścisnęło ją w gardle, ucałowała koniuszki palców i dotknęła nimi zimnego marmuru. - Kocham cię - wyszeptała i pomodliła się za niewinną duszyczkę Jamie. Taki ból nigdy nie przemija, wiedziała o tym i pogodziła się z tym. Wspomnienie piekła, jakie zgotowała im Amanda, powoli blakło, zacierało się w pamięci i już tylko z rzadka budziło ją w środku nocy. Kątem oka zobaczyła Adama i uśmiechnęła się przez łzy. Umówili się tutaj. W tym miejscu spotkali się po raz pierwszy. Z czasem jej wątpliwości rozwiały się i odkryła, że Adam jest czułym, delikatnym, troskliwym kochankiem, że potrafi być i cierpliwy, i pełen namiętności. Gdy kochali się po raz pierwszy od jej wyjścia ze szpitala, obawiała się, że osobowość Kelly znów da o sobie znać. Niepotrzebnie. Przez całą noc, gdy się całowali, dotykali, badali swoje ciała, była sobą. Byli wtedy na spacerze z Oskarem. Nagle niebo pociemniało. Zerwali się do ucieczki przed rzęsistym deszczem, popędzili do domu i przemoczeni wpadli do kuchni. Zawadziła nogą o smycz Oskara, Adam próbował ją złapać, ale przewrócili się. Upadła na niego, Adam przyciągnął ją do siebie, przycisnął swoją twarz do jej piersi, a potem zaczął ją całować. Żarliwie odpowiedziała na jego pocałunki i gdy leżeli tak złączeni, z ciałami śliskimi od wody, czuła wyraźnie każdy dreszcz emocji, każdy jego dotyk - jego ręce na pośladkach, jego język na jej sutkach, jego twardy członek dotykający jej brzucha. Wreszcie wsunął się między jej nogi i kochał się z nią tak, jakby nigdy nie miał przestać. Nawet teraz wszystko dokładnie pamiętała. Osobowość Kelly nie zawładnęła nią. Mijały tygodnie i tożsamość Kelly zdawała się zanikać. Caitlyn wiedziała, że któregoś dnia stanie się w pełni sobą, a Adam będzie wtedy przy niej. Odwróciła się, powstrzymując łzy. - Cześć - powiedziała, gdy podszedł bliżej. - Cześć. - Zobaczył łzy w jej oczach. - Wszystko w porządku? - To ty jesteś psychologiem. Ty mi powiedz. 227 - Z zawodowego punktu widzenia, muszę przyznać, że jesteś beznadziejnym przypadkiem. Uderzyła go w ramię. - A chcesz wiedzieć, co prywatnie o tym myślę? Uniosła brwi. - Jesteś zupełnie w porządku. - Objął ją rękami. - A może nawet więcej. Jesteś idealna. Zaśmiała się. - Boże, wystarczy już. Idealna? - Pomyślała o tym, co przeszła, o tym, co razem przeżyli. Jak dobrze ją znał! - Musisz częściej spotykać się z ludźmi. - Słuszna uwaga. Co powiesz na kolację? - Hm. Może. - Ja przygotuję. Znów się zaśmiała. - W takim razie chyba zrezygnuję. - Jesteś niedobra. - Najpierw idealna, teraz niedobra, i to wszystko w ciągu dziesięciu sekund. To rekord. - Daj spokój, chodźmy do domu. Sama możesz coś przygotować. Przewróciła oczami, a Oskar biegał wkoło nich, oplątując ich smyczą. - Nic z tego. Zjedzmy gdzieś na mieście. - Jak sobie chcesz. - Pocałował ją w usta. Czuła się bezpiecznie. Czuła się spełniona. - Zdaje się, że właśnie zmieniłam zdanie - powiedziała, a jej oczy błyszczały figlarnie. - Zostańmy w domu. Przez całą noc. - Więc czekają nas pizza i piwo. - Na początek - powiedziała i ostrożnie, by się nie potknąć, rozplatała smycz. - Potem, kto wie. Może odegramy jakąś psychodramę. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - To może być niebezpieczne, nie sądzisz? - Nie, nie sądzę - powiedziała i znów go pocałowała. Wzięła go za rękę i pociągnęła w kierunku samochodu. - Ja wiem. PODZIĘKOWANIA Chciałabym podziękować Bucky’emu Burnsedowi rzecznikowi policji w Savannah, który nadał właściwy kierunek moim wysiłkom. Okazał mi nieocenioną pomoc, odpowiadając na moje liczne pytania, i wskazał błędy, które popełniłam. Niestety na potrzeby tej książki i opisywanej historii musiałam nagiąć zasady i zmienić nieco procedury policyjne. Poza tym, tak jak zawsze, podczas pisania mogłam liczyć na wsparcie wielu innych osób, które pomogły mi zbierać informacje, zorganizować warsztat pracy, były recenzentami książki i wspierały mnie duchowo. Na szczególne podziękowania zasługują: Nancy Berland, Kelly Bush, Nancy Bush, Matthew Crose, Michael Crose, Alexis Harrington, Ian Kavanaugh, Aria Melum, Ken Melum, Ari Okano, Betty i Jack Pedersonowie, Sally Peters, Robin Rue, John Scognamiglio i Larry Sparks. Jeśli kogoś pominęłam, serdecznie przepraszam. Wszyscy jesteście wspaniali! Lisa Jackson Mściwość (Malice) Prolog Culver City, przedmieścia Los Angeles Więc dzisiaj nie wracasz do domu, o to ci chodzi? – Jennifer Bentz usiadła na łóżku. Przyciskając słuchawkę do ucha, usiłowała nie zwracać uwagi na zbyt dobrze znane pęta monogamii; dławiły ją nadal, mimo że pękły. – Raczej nie. Jak zawsze chętny do rozmowy, jej eks nie chciał się zdeklarować. W zasadzie nie miała mu tego za złe. Ich związek był trudny, choć chwilami bardzo namiętny. A ona zawsze była tą złą, cudzołożnicą, jak sama o sobie myślała. Nawet teraz, w tej chwili, zapach seksu unoszący się w przegrzanym pomieszczeniu drażnił jej zmysły, przypominając o niedawnych grzechach. Na nocnym stoliku stały dwa napełnione do połowy kieliszki martini i ociekający wodą shaker, dowody, że nie jest sama. – Więc kiedy? – zapytała. – Kiedy wrócisz? – Jutro. Może. – Rick rozmawiał z komórki, był w wozie patrolowym. W tle słyszała odgłosy ruchu ulicznego, wiedziała, że odpowiada krótko i zwięźle ze względu na siedzącego obok kolegę, który przecież wszystko słyszał. Super. Spróbowała jeszcze raz. Zniżyła głos. – Czy jeśli powiem, że za tobą tęsknię, to coś zmieni? Żadnej odpowiedzi. Jakżeż ona tego nienawidzi. Nienawidzi siebie żałosnej, błagającej go o spotkanie. To nie w jej stylu, absolutnie nie. To mężczyźni błagali ją, a ona się tym rozkoszowała. Odezwały się w niej resztki skrupułów. – RJ? – Słyszę. Zarumieniła się i spojrzała na bawełnianą pościel, która opadła na podłogę pastelową kaskadą. O Boże. On wie. Miała w ustach metaliczny smak zdrady, ale grała dalej, nadal udawała niewinną. Nie może przecież podejrzewać, że była z innym, nie tak szybko po ostatniej zdradzie. Nawet ją samą to zaskoczyło. Może on tylko blefuje. Mimo... Wzdrygnęła się na myśl o jego gniewie. Wyciągnęła asa z rękawa: – Kristi będzie pytała, dlaczego nie wracasz. Już o ciebie pyta. – I co jej mówisz? Prawdę? Że matka nie umie utrzymać kolan razem? Nie powiedział tego, ale słyszała potępienie w jego głosie, wisiało między nimi. Boże, jak ona tego nienawidzi. Gdyby nie córka, gdyby nie ich córeczka... – Nie wiem, ile czasu zajmie nam obserwacja.

Posted in: Bez kategorii Tagged: kiedy obchodzi imieniny aleksandra, smutna piosenka o życiu, fryzura średnie włosy z grzywką,

Najczęściej czytane:

Quincy uśmiechnął się ironicznie.

– Wypowiedzieli się ci, którzy akurat nie mają dzieci. – Ciekaw jestem, co zadecydowało w przypadku Danny’ego O’Grady – zastanawiał się na głos Sanders. – Według mnie nie różni się zbytnio od innych szkolnych morderców. ... [Read more...]

szkolny psycholog?

– Tylko przez kilka tygodni... – Ach tak? A ile dokładnie czasu zajmuje dojście do wniosku, że chłopak, który w ataku furii rozbił szafkę, ma problemy z kontrolowaniem emocji? ... [Read more...]

Gruszczyński – odparowuje Rozumowski. –

Ale patrzcie, ten tutaj na szpicla idealnie się nadaje! – wykrzykuje i w ten sposób zwraca oczy przyjaciół w stronę falującej kotary. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 takietarasy.mielec.pl

WordPress Theme by ThemeTaste