potępiającym wzrokiem. - Wróćmy do rzeczy. Przecież jacyś ludzie pracowali z Pritchartem, pielęgniarki czy ktoś
inny, kto był w tamtym szpitalu. Nieco poirytowana, Shelby odparła: - Zadzwoniłam do szpitala i pytałam o dokumentację, ale mają tylko metrykę urodzenia i akt zgonu. Z tych dokumentów wynika, że Elizabeth zmarła. - Musieli być jacyś inni ludzie. Lekarze, twój anestezjolog, personel pomocniczy, pielęgniarki, ktoś kto pracował na porodówce czy oddziale pediatrycznym. - Wiem. Na razie niczego nie udało mi się ustalić. - Shelby podniosła rękę, ale zaraz ją opuściła. - Który szpital? Spodziewała się tego pytania. - Szpital Naszej Matki Boskiej Bolesnej w Coopersville. - Ten, w którym przebywa Caleb Swaggert? - zapytał i widać było, że o czymś intensywnie myśli. - Dziewięć lat temu to była mniejsza placówka. O wiele mniejsza. To było, jeszcze zanim ojciec przekazał szpitalowi darowiznę w imieniu mojej matki. Potem szpital został wchłonięty przez większą jednostkę. Gwałtownie uniósł głowę. - Kiedy to się stało? - Mój ojciec przekazał darowiznę zaraz po tym, jak urodziłam dziecko - przyznała. - Nie wiedziałam o tym aż do dzisiejszego popołudnia, kiedy przejrzałam część jego akt. - Zerknęła na dom i zauważyła, że Lydia obserwuje ich przez otwarte okno w kuchni. Po chwili uświadomiła sobie, że w pobliżu jest także Pablo, porządkujący rabaty na drugim końcu altany, która zasłaniała basen. Czy Lydia przyglądała się Shelby i Nevadzie, czy też starała się nie spuszczać z oka swojego szwagra? - Jak duża była ta darowizna? - Nie wiem. Właśnie odnalazłam list z podziękowaniami od zarządu i administratora szpitala. Jeszcze nie miałam okazji, żeby z ojcem o tym porozmawiać. Nevada rozwierał i zaciskał pięść. - Myślisz, że to była łapówka dla szpitala za zatuszowanie sprawy? - Tak. - To była prawda, chociaż na samą myśl o niej robiło jej się niedobrze. - A niech to. - Niecierpliwie przeczesał włosy palcami. - Dlaczego twój ojciec tak bardzo się sprzeciwiał, żebyś zatrzymała dziecko? - Bał się skandalu - westchnęła. - Uważał, że bardzo chcę zmarnować sobie życie. - A chciałaś? Spojrzała mu w oczy, które kiedyś tak namiętnie kochała, na mężczyznę, dla którego kiedyś poszłaby do samego piekła. - Może. Kto wie? Byłam jeszcze dzieckiem. Ale myślę sobie, że miałam prawo je sobie zrujnować. - Sobie i naszej córce. - Wypowiedział te słowa lekko oskarżycielskim tonem. - Ustalmy jedną rzecz, Nevada - odparła z naciskiem. - Bez względu na okoliczności, nigdy, przenigdy nie zrobiłam niczego, żeby zaszkodzić swojemu dziecku. 98 - Z wyjątkiem tego, że nie powiedziałaś o nim jego ojcu. Poczuła się tak, jakby ją zdzielił czymś ciężkim. - Myślałam... myślałam, że to jest już za nami, ale najwyraźniej się myliłam. Uznała, że nie ma sensu ciągnąć tej rozmowy. Ruszyła w stronę samochodu. Nevada dogonił ją, złapał za nadgarstek i odwrócił tak szybko, że omal się z nim nie zderzyła. - No, dobrze, to był chwyt poniżej pasa, ale chcę wierzyć, że teraz jesteśmy w tym samym położeniu. Powiedziałaś mi o wszystkim, co powinienem wiedzieć. Zgadza się? - Absolutnie. - Z wyjątkiem gwałtu. Nie powiedziałaś mu o gwałcie, Shelby. - Dobrze. - Przez chwilę nie mówił nic i czuła tylko na przegubie ręki gorące opuszki jego palców. Jej serce zaczęło bić szybciej i kiedy wpatrywała się w twarz Nevady, bardzo żałowała, że nie może być w jakimś innym miejscu na kuli ziemskiej. Przebywanie tak blisko niego kosztowało ją zbyt wiele nerwów i emocji, stanowiło zbyt dużą pokusę. - Ja... muszę jechać. - Ja też. Nadal stał w miejscu. Do uszu Shelby dochodził odgłos grabi ogrodnika i kwilenie ptaka gdzieś wysoko w górze, ale przez krótką chwilę, patrząc na Nevadę, znowu czuła się siedemnastolatka - młodziutką, niewinną i zbuntowaną dziewczyną. To było tak dawno temu. Jakby w innym życiu. Przełknęła ślinę, a on spojrzał na jej szyję. - Uważaj na siebie.