Cherise z promiennym usmiechem cofneła sie o krok.
- Dobrze. Tak sie ciesze, ¿e w koncu mogłam zobaczyc Marle. Oboje - Monty i ja - zamartwialismy sie o nia. Bardzo chciałam sie z nia spotkac. ¯ałuje, ¿e Monty nie mógł tu dzis przyjechac, ale jest bardzo zajety, a ja nie wiedziałam, kiedy znowu nadarzy nam sie taka okazja - wyjasniła Cherise, siadajac na sofie. Eugenia, rozparłszy sie wygodnie w fotelu, jedna reka drapała Coco za uchem. Cherise uniosła dłonie. - Wiemy wszyscy, ¿e w naszej rodzinie od pokolen trwaja ró¿ne spory. Ale chyba ju¿ czas z tym skonczyc. Kiedy sie dowiedziałam, ¿e Marla omal nie zgineła... po prostu padłam na kolana i zaczełam sie modlic. Cos takiego pozwala nam spojrzec na nasze problemy z odpowiedniej perspektywy. 299 Donald klasnał w dłonie i opuscił je miedzy kolana. Na lewej rece nosił złota obraczke, dumnie pokazujac swiatu, ¿e jest me¿czyzna ¿onatym. Na prawej miał sygnet i na małym palcu, pierscionek, ze sporym brylantem. - Cherise i ja uwa¿amy, ¿e to dobry moment, by rodzina znowu sie zjednoczyła, by puscic urazy w niepamiec i zaczac patrzec w przyszłosc. By podac dłon Bogu i pójsc za Nim, dziekujac Mu za wszystkie błogosławienstwa, jakie nam zesłał. - Usmiech Donalda był pełen szlachetnego spokoju i fałszywy jak wszyscy diabli. Cherise wyciagneła reke i ujeła dłon Marli. - Wiesz, ¿e zawsze byłysmy sobie bliskie. Uwa¿ałam cie bardziej za siostre ni¿ za kuzynke czy szwagierke. I wiem, ¿e Monty tak¿e zawsze bardzo cie lubił. ¯e cie lubi. - Jej oczy były szeroko otwarte i szczere, ale w ich złocistej głebi czaiło sie cos jeszcze - cos mrocznego i grzesznego. - Przyszlismy tu dzisiaj, by nad przepascia, jaka nas od pewnego czasu dzieli, przerzucic most porozumienia. O co w tym wszystkim, do licha, chodzi? Marla miała ochote wydostac sie z tej przesłodzonej atmosfery dobrej woli i górnolotnych frazesów, które wydawały jej sie fałszywe i sztuczne. Drzwi frontowe otworzyły sie i Nick, w swojej starej skórzanej kurtce i d¿insach, wszedł do srodka z wyrazem czujnosci na twarzy. Na widok Cherise i jej me¿a kaciki jego ust drgneły. - Cherise. - Skinał głowa kuzynce i wsadził rece do tylnych kieszeni d¿insów. Jego wzrok przeslizgnał sie nieuwa¿nie po twarzy Cherise i utkwił w Marli, zdajac sie przewiercac ja na wylot. - I co dzisiaj słychac? - Lepiej - odparła Marla, starajac sie nie myslec o tym, co zdarzyło sie ostatniej nocy w salonie. - Du¿o lepiej. Zaczynam znowu sie czuc jak istota ludzka. 300 - Szczeka boli? - Troche. - Przypuszczam, ¿e bardzo - powiedział, rozpinajac kurtke. - Wytrzymam.