sprzeczała się o coś z Platonem.
– Przecież pozwoliłeś, żeby J.T. zabrał ze sobą pojazdy! Plato zaklął pod nosem. – Niech już będzie. Tylko się pospiesz. – Zaraz wrócę! – wykrzyknęła Madison triumfalnie, znikając w głębi domu. – To będzie przepiękny patchwork! Patchwork? Dobry Boże, zdumiała się Barbara. Madison nigdy nie przygotuje się do konfrontacji z prawdziwym światem, jeśli będzie tu dorastać, szyjąc patchworki, zrywając fasolę i chodząc samopas po lesie. Ktoś musi wreszcie nimi wszystkimi potrząsnąć, żeby oprzytomnieli. Wyciągnęła rewolwer zza paska, nie wiedząc dlaczego. Na wszelki wypadek. Posłuchała głosu instynktu. W tym momencie Plato ją zauważył. – Madison, na ziemię! – krzyknął, sięgając po broń. Dziewczyna skoczyła w jego stronę i złapała go za ramię. – Nie, nie, to Barbara! Nasza przyjaciółka! Plato brutalnie rzucił ją na ziemię. – Nie ruszaj się! – zawołał, jednak dziewczyna zerwała się na nogi i rzuciła się na niego jak oszalałe zwierzę. – Jesteś maniakiem! Wszyscy jesteście maniakami! Barbara strzeliła, zanim Plato wyciągnął broń. Zdążył się jednak uchylić. Jego doskonały refleks w połączeniu z krzykiem Madison sprawiły, że Barbara chybiła i kula trafiła go w prawe ramię. Natomiast druga otarła się o jego skroń. Na wpół przytomny Plato z twarzą zalaną krwią osunął się na ziemię. Madison krzyczała jak oszalała. Barbara pochwyciła ją za łokieć. – Wstawaj i przestań wrzeszczeć. – Zabiłaś Platona! – szlochała dziewczyna z twarzą zalaną łzami. – Zabiję go, jeśli natychmiast się nie zamkniesz i nie pójdziesz ze mną! – Barbara wzięła głęboki oddech. Głowa ją bolała, ale teraz już jasno widziała swój cel i wiedziała, co musi zrobić. – Gdzie jest twój brat? – J.T.! Uciekaj! Biegnij po mamę i Sebastiana! Barbara uderzyła ją w twarz kolbą rewolweru. Madison stłumiła krzyk. Nad lękiem zaczęła przeważać wściekłość. Była niesłychanie podobna do Colina, ale zepsuta przez matkę. Plato leżał bez ruchu na podjeździe. Krew spływająca z jego twarzy wsiąkała w ziemię. Tylko Lucy mogła zostawić swoje dzieci pod opieką obcego człowieka. Barbara uznała, że nie ma sensu go zabijać. Bardziej interesowało ją znalezienie chłopca. Mógł jej przysporzyć problemów. – Nie zabijaj Platona – prosiła Madison, szczękając zębami. – Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. To moja wina. Zaufałam ci! Barbara przyłożyła lufę do jej skroni. – No cóż, lepiej nie dawać mu okazji, by zabił mnie. Twojej matki nie obchodzi, co się z tobą stanie. Mogę ci to udowodnić. Wyratowała Sebastiana Redwinga z Wodospadu Joshui. Czy myślisz, że wyratuje ciebie? Madison zacisnęła usta. – Sama się uratuję!